Filtr cząstek stałych montowany jest obecnie do wszystkich aut z silnikami Diesla. Ma to związek z ostrymi obecnie restrykcjami w kwestii norm emisji spalin. Producenci więc instalują je w autach, niestety zapomnieli poinformować nabywców samochodów swojej produkcji, że jest to urządzenie nie do końca dopracowane, powodujące szereg problemów, zwiększające koszty utrzymania auta, w skrajnych przypadkach uniemożliwia nawet jazdę.
Zapewne sprzedaż tych aut bardzo by spadła, gdyby sprzedawcy rzetelnie informowali o tym, jakie kłopoty mogą napotkać ze strony super nowoczesnych aut z silnikami Diesla. Rzetelność nakazywała by, żeby sprzedawcy dowiedzieli się w jakich warunkach będzie użytkowane auto i dopiero wtedy doradzali odpowiedni rodzaj auta, najczęściej z silnikami benzynowymi, często zupełnie innej firmy. Jest to niestety nieosiągalne, prawa rynku rządzą się innymi prawami.
Na temat eksploatacji filtrów cząstek stałych wszystkie reklamy milczą. Informacje są zawarte dopiero w instrukcji obsługi auta, która jest dołączana do niego w chwili sprzedaży. Wiedzę tą zdobywa więc nabywca dopiero wtedy, gdy nie może wycofać się z transakcji a gdy przypadkiem przeglądając instrukcję dociera do informacji o filtrze, mina mu rzednie.
Oczywiście montaż DPF-ów i FAP-ów to nie widzimisię producentów lecz efekt zaostrzenia nrom emisji spalin określanych przez Euro IV a nie długo Euro V. Wiele poprawiły w kwestii emisji spalin wtryski bezpośrednie, ograniczyły one emisję cząstek stałych ( charakterystyczne czarny dym wydobywający się z rury wydechowej) ale nie w sposób wystarczający. W dużej, zauważalnej ilości cząsteczki te pojawiają się przy wzroście obciążenia lub np. w trakcie jazdy po górach. Czym są te cząsteczki? Jest to sadza czyli nie do końca spalone paliwo. W dodatku do cząsteczek tych doczepiają się inne cząsteczki metali oraz substancji rakotwórczych, które później pozostając w powietrzu przedostają się z nim do naszych płuc wywołując raka. Nie udało się jak na razie zbudować takiego silnika Diesla, który by nie emitował tych cząsteczek, postanowiono je wyłapywać, zanim wydostaną się z układu wydechowego.
Z tego powodu w układzie wydechowym samochodów z dieslem zaczęto instalować metalowe puszki, które wypełnione są porowatym wkładem ceramicznym. Niezliczone kanaliki wypełnienia wychwytują cząsteczki sadzy, minusem tego rozwiązania jest to, że kanaliki te, jak każdy filtr, z czasem się zapychają. Filtr zapchany ogranicza przepływ spalin, by nie zapchał się całkowicie musi zostać wyczyszczony. W teorii udaje się spalić sadzę tak, że pozostaje z niej jedynie nieszkodliwy dwutlenek węgla, ale musi być wytworzona temperatura rzędu 550-600 °C . W układzie wydechowym takie temperatury normalnie nie występują. Wymyślono więc, że poza wypalaniem samoczynnym, które następuje w trakcie szybkiej jazdy, gdy do wydechu dostaje się strumień gorących spalin, układ wtryskowy będzie okresowo usuwał sadze po prostu dawkując dodatkowe paliwo do komór spalania, będzie ono się dopalać już w filtrze tym samym go podgrzewając.
Szybko okazało się jednak, że przerwanie wspomnianego procesu, który trwa od kilkunastu minut do półgodziny, naraża filtr na szok termiczny niszcząc go, a w dodatku rozwiązanie to wcale nie usuwa problemu. Powoduje również inne efekty uboczne: dodatkowe paliwo częściowo spływa również do miski olejowej, co sprawia, że olej jest rozrzedzany a jego poziom się podnosi. Jeżeli olej jest rozrzedzony w ponad 10{1478a0065dd2f5864f8ffd15dc804ec458fcdc3bd179a3c06b77c1036f1fe948}, trzeba go wymienić. Jak w takim przypadku przekonać klienta, że wymiana oleju co kilka tys. km jest normalna skoro w innych autach robi się to co 20 a nawet 30 tyś km? Jednak o wiele bardziej kłopotliwe jest to, że winą jest przerywanie regeneracji silnika. Zdarza się to często bo jak zachować się ma kierowca, który gasząc auto na postoju dostaje informacje, że ma nie wyłączać silnika tylko jeszcze przez 15 minut ma jechać na 4 biegu z prędkością 60km/h?
Odwagą i pomysłowością wykazali się konstruktorzy z koncernu PSA. W 2000 roku do sprzedaży trafił Peugeot coupe 2.2 HDI z FAP-em. Sadza jest w nim usuwana dzięki specjalnej substancji, która w bardzo precyzyjny sposób dodawana jest do paliwa. W aucie znajduje się zbiornik dawkujący, który wspomnianym płynem napełnia się raz na kilkadziesiąt tys. km. Dawkowanie jest precyzyjne, układ ten bowiem rejestruje otwarcie wlewu paliwa a także oblicza ile tego paliwa zatankowano. Następnie układ dawkujący wlewa odpowiednią ilość płynu, który obniża temperaturę potrzebną do spalenia sadzy w układzie wydechowym. Substancja ta ma jednak ten minus, że osadza się na ściankach filtra i trzeba go wymieniać lub regenerować. W pierwszych modelach było to konieczne po przejechaniu 80 tyś km, w kolejnych to już 12 tyś. km. a obecnie 160 tys. km. Rozwiązanie to w tej chwili stosuje się w wielu autach tej marki, wpływa co prawda na podwyższenie kosztów eksploatacji, ale te koszty łatwo wcześniej przewidzieć. Odróżnia to ten sposób, od metody bezobsługowej.
Bezobsługowy filtr cząsteczek stałych okazał się rozwiązaniem skandalicznie wręcz niedopracowanym. Jest on w zasadzie testowany dopiero na klientach. Lampka kontrolna regeneracji filtra pojawiła się dopiero w nowszych modelach, te pierwsze z zainstalowanym filtrem jej nie miały. W starszych modelach kierowca nawet nie ma pojęcia, że akurat układ oczyszczania spalin większa temperaturę wydechu. Co to oznacza? Kierowca nie ma świadomości procesu, więc wyłącza silnik, lub stoi w korku i nawet nie wie, że motor właśnie pracuje na super bogatej mieszance. Ile ma to wspólnego z ekologią?! Raczej niewiele. Auto z niedopalonym filtrem spalać może w trakcie jazdy w korku nawet połowę więcej paliwa niż normalnie. Dodatkowo niszczy olej silnikowy, tu warto pamiętać, że taki olej trzeba wyprodukować a później zutylizować, no i swoje kosztuje. Niszczony jest sam filtr jak i silnik, którego żywotność spada nawet poniżej 1/4 żywotności starszych diesli, bez filtrów cząstek stałych.
Trochę lepiej wygląda sytuacja w autach, które są już wyposażone w kontrolkę ostrzegawczą, ale nawet wtedy, wielu kierowców nie radzi sobie nie mogąc w wielu sytuacjach spełnić zaleceń zawartych w instrukcji obsługi. Niewiele mogą pomóc mechanicy, jedynie mogą doradzić po prostu, żeby do jazdy po mieście kupić sobie auto benzynowe, a auto z dieslem zostawić na dalsze trasy. Coraz więcej kierowców słysząc takie opinie o swoich nowo zakupionych autach kieruje swe kroki do kancelarii adwokackich. Dodatkowo, wielu producentów czynności związane z obsługą układów oczyszczania spalin wyłączając z gwarancji.
Co za tym idzie właściciel auta musi z własnej kieszeni pokrywać koszt wymiany oleju, warsztatowej regeneracji czy wymiany filtra. Producent ma na to bardzo prostą wymówkę :niewłaściwa eksploatacja auta” mimo że wiele warunków eksploatacji po prostu nie sposób spełnić. Przytaczając informacje firmy Volkswagen, jaka jest skierowana do właścicieli aut tej marki „ przez 15 minut jechać z równomierną prędkością 60 km/h…zignorowanie zaświeconej lampki kontrolnej i uzupełniającego opisu i ostrzeżenia może doprowadzić do obrażeń ciała lub do uszkodzenia samochodu” czytając to można odnieść wrażenie, że auto może się zapalić, jeżeli nie będziemy przestrzegać zaleceń.
Częste, kolejne już wymiany oleju oraz oczyszczanie filtra nie przynoszą właściwych efektów a jedynie generują koszty, co zrobić w takim przypadku? Najlepiej jak najszybciej sprzedać auto i kupić po prostu inne. Można spotkać się również z propozycją pozbycia się po prostu filtra, co promują tunerzy. Takie alternatywne rozwiązanie nie jest jednak proste, wymaga obejścia elektroniki, która przecież ma kontrolować wykrywanie stopnia napełnienia oraz dbać o dopalenie się sadzy a także zachęcać do wizyty w serwisie.
Pomysł pozbycia się filtra zaraz oburzy ekologów, a także podniesie dyskusje nad legalnością takiego działania. Warto tu jednak pamiętać o jednym, niesprawny filtr jest po prostu niebezpieczny. Zamiast oczyszczać spaliny, podwyższa zużycie paliwa, niszczy olej oraz samochód. Po prostu szkodzi! Skoro sami producenci aut nie radzą sobie z takim rozwiązaniem, jak można oczekiwać że poradzi sobie z nim zwykł użytkownik? W przypadku więc, gdy filtr działa dajemy mu spokój ale jeżeli nie działa i nie sposób go naprawić, należy jak najszybciej go usunąć.
Dla ekologów mamy jedną radę, zamiast oburzać się na właścicieli aut, którzy notabene są masowo naciągani przez producentów, powinni zacząć cisnąć producentów i sprzedawców, to oni odpowiedzialni są za takie sytuacje. To przez nich coraz więcej osób musi „psuć” w ten sposób prawie nowe samochody.
Bezpieczeństwo, Ciężarowe, Sprawy techniczne